Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, nie wątpię, poznaję ją po jej towarzyszce, kozie.
— O! co za ładna mała koza! — zawołała Amelotta, składając ręce z zachwytu.
— Czy rogi jej są rzeczywiście ze złota? — zapytała Berangera.
Nie powstając ze swego fotelu pani Alojza zabrała głos:
— Czy nie jest to jedna z tych cyganek, które przybyły w roku zeszłym przez bramę Gibarda?
— Pani matko, — zauważyła łagodnie Fleur­#8209;de­#8209;Lys, — ta brama nazywa się teraz bramą Piekielną.
Panna de Gondelaurier wiedziała do jakiego stopnia rotmistrz gorszył się przestarzałym sposobem mówienia jej matki. W samej rzeczy, zaczynał już mruczeć przez zęby:
— Brama Gibarda! Brama Gibarda! Jak za Karola VI!
— Mateczko chrzestna! — zaszczebiotała Berangera, krórej biegające wciąż oczy zatrzymały się były na szczycie wież Notre­#8209;Dame, — co to za czarny człowiek tam na górze?
Panny razem podniosły oczy. W istocie, człowiek jakiś stał przy najwyższem ogrodzeniu północnej wieży, od strony Placu Gréve. Ksiądz najwyraźniej. Można było dokładnie rozpoznać