Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem niewinną.
— W takim razie, jakżeż wytłómaczysz okoliczności obciążające cię?
— Ach, niestety! jaśnie panie, nic nie wiem.
— Zaprzeczasz tedy?
— Wszystkiemu.
— Zaczynaj, — rzekł Charmolue do Pierrata.
Pierrat oburącz zakręcił szrubą, but hiszpański zacisnął się i nieszczęśliwa wydała jeden z tych strasznych okrzyków, na wyrażenie których pisownia żadnego... tak jest — żadnego języka znaków nie posiada.
— Zatrzymaj, — powiedział Charmolue do oprawcy. — Czy wyznajesz? — pytał cyganki.
— Wszystko! — jęczała dziewczyna w ko wulsjach. — Wyznaję wszystko! Łaski!
Nie obliczyła nieszczęsna sił swoich, stawiając czoło torturom. Biedne dziecko, którego życie aż dotąd płynęło wesoło, swobodnie, słodko, nie umiało przemódz pierwszej boleści.
— Ze względów ludzkości i miłosierdzia muszę ci powiedzieć, — zauważył prokurator królewski, — że przyznawszy się do winy, możesz oczekiwać tylko śmierci.
— Pragnę jej! — rzekła. I padła na łoże skórzane, półmartwa, zgięta we dwoje, zawieszona na rzemieniu spiętym u jej piersi.