Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
533

stąd brat mój archidjakon Jozajski dnie całe tam spędza. Chciałem z nim właśnie pomówić, ale nie mogłem się dostać z powodu tłumów; wcale mi to nie na rękę, gdyż potrzebuję pieniędzy.
— Niestety panie, — powiedział Gringoire, — żałuję mocno, że nie mogę stać się twym wierzycielem; kieszenie mam podziurawione, to prawda, lecz bynajmniej nie przez dukaty.
Nie śmiał oznajmić młodzieńcowi, że zna jego brata archidjakona, którego przez zapomnienie godne pożałowania, nie odwiedzał od czasu zajścia przed katedrą.
Żak poszedł w swoją stronę, Gringoire zaś zaczął iść za tłumem, wchodzącym na schody wielkiej izby trybunalskiej. Uważał, że nic tak nie pomaga na melancholję, jak proces kryminalny, a to z racji niezmiernie pociesznej zwykle głupoty sędziów. Gromada, w którą się wmięszał milcząc, szła naprzód i łokciami rozpychała się. Po nieznośnie powolnej tupaninie krok za krokiem, przez długi ciemny korytarz, wijący się skroś pałacu jakoby kanał starożytnego gmachu, dostał się do niskich podwoi prowadzących do wielkiej komnaty. Wysoki wzrost Gringoire’a pozwolił mu obejrzeć izbę po nad głowami tłumu.
Sala była wielka i pogrążona w mroku, przez co wydawała się jeszcze obszerniejszą. Dzień