nocy wysepka przedstawiała się jako ciemna masa ponad brunatną wstęgą wody. Nikłe światełko na wysepce pozwalało rozróżnić kształty budy, podobnej z budowy do ula, gdzie pastuszkowie mieli swe nocne legowisko.
— Szczęśliwi pasterze! — myślał Gringoire. — Nie myślicie o sławie i nie pisujecie poematów okolicznościowych! Nie troszczycie się wcale o żeniących się królów lub księżniczki burgundzkie? Znacie jedynie małgorzatki rosnące i kwitnące na waszych łąkach, a które stanowią przysmak dla waszych krów. A ja, poeta wygwizdany i niezrozumiany, drżę z zimna i winien jestem dwanaście soldów, a podeszwy moje są tak cieńkie, że możnaby ich użyć na szkło do waszych latarni. O dzięki wam, pasterze. Wasza chata uspokoiła mnie i pozwoliła mi zapomnieć o Paryżu.
Ze swojej prawie lirycznej emfazy wyrwany został głośnym wystrzałem armatnim w pobliżu błogosławionej chatki. To szczęśliwi pasterze, biorąc udział w ogólnem święcie dnia dzisiejszego, urządzili sobie własny fajerwerek.
Gringoire zadrżał na całem ciele.
— Przeklęta uroczystości! — wołał, — czy będziesz mnie wszędzie prześladować? Nawet tu, obok tej chatki pastuszej! — Potem popatrzał
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/94
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
90