Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
62

patrzeć na nie w naturze, na żywe, poruszające się, mówiące i popychające się, z ciała i kości, reprezentowane w tej ambasadzie flamandzkiej, w tym orszaku biskupim, pod szatą kardynalską, pod kurtką pana Coppenole, aniżeli wystrojone, uszminkowane, mówiące wierszami i jakby wypchane słomą pod tunikami żółtemi i białemi, w które je ubrał Gringoire.
Mimo to, gdy nasz poeta zauważył, że sala się nieco uspokoiła, umyślił użyć podstępu dla uratowania swego dzieła.
— Panie, — zwrócił się do jednego ze swych sąsiadów, tęgiego mężczyzny, o twarzy, na której zastygł wyraz cierpienia, — czy można zacząć?
— Co takiego? — spytał sąsiad.
— No! djalog, — odparł Gringoire.
— Jak się panu podoba, — rzekł sąsiad.
To połowiczne zezwolenie wystarczyło poecie i zabierając się do dzieła, zaczął krzyczeć wmieszawszy się w tłum.
— Zaczynać na nowo djalog! zaczynać na nowo!
— Co tam u djabła! — mówił Joannes Frollo de Molendino, — czego oni tam krzyczą tak na dole? (Gringoire darł się za czterech) koledzy, czy djalog jeszcze nie skończony?... Chcą go zaczynać na nowo?