Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A, to co innego, — wtrącił szlachcic.
— Nieszczęśliwy warjat! — mruczał Coictier.
Archidjakon, który zdawał się być już zajętym tylko swemi myślami, ciągnął dalej:
— Gdzież tam! pełzam jeszcze w pyle; kaleczę sobie twarz i kolana o kamienie na drodze do wnętrza ziemi. Poznaję już, ale nie widzę jeszcze wyraźnie: nie czytam jeszcze, ale sylabizuję tylko!
— A gdy potraficie czytać, — pytał szlachcic, — czy zrobicie złoto?
— Któż w to wątpi? — odrzekł archidjakon.
— W takim razie, świadczę się Panną Najświętszą, jestem w ciężkiej potrzebie pieniędzy i bardzobym chciał nauczyć się czytać w waszych księgach. Powiedzcie mi, wielebny mistrzu, czy nauka wasza nie jest wrogą i niemiłą królowej niebios?
Na to pytanie szlachcica Dom Klaudjusz odpowiedział z wyniosłym spokojem:
— W czyjejż służbie jestem jako archidjakon?
— Prawda, kochany mistrzu. W takim razie, czy bylibyście tak łaskawi wtajemniczyć mnie? Pozwólcie mi sylabizować z wami.
Klaudjusz przybrał majestatyczną i arcykapłańską postawę drugiego Samuela.
— Starcze, — rzekł, — aby odbyć podróż drzez ten świat tajemnic, potrzeba dłuższego