Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pewien oznaczony czas, po upływie którego zabierze jego duszę jako zapłatę. Dlatego to archidjakon, mimo swego surowego trybu życia, miał bardzo złą opinję u dusz pobożnych; a każda, nawet najmniej doświadczona dewotka wietrzyła w nim czarnoksiężnika.
I jeśli z wiekiem pootwierały się przepaści w jego wiedzy, pootwierały się one również w jego sercu. Do takiego wniosku przynajmniej dochodziło się, patrząc uważnie na jego twarz, z której wyzierała dusza jakby osłonięta gęstą mgłą. Bo i skąd ta wczesna łysina na głowie, to czoło zawsze pochylone, ta pierś stale wezbrana westchnieniem? Jakaż myśl tajemna składała jego usta do uśmiechu pełnego goryczy, kiedy równocześnie ściągnięte brwi zbliżały się ku sobie, jak gotujące się do boju węże? Czemu resztki jego włosów były już siwe? Cóżto za ogień wewnętrzny, który czasami wybuchał z taką siłą z jego wzroku, że oczy jego wyglądały jak dwa otwory w rozżarzonym piecu?
Te symptomy przesilenia duchowego doszły do ogólnego natężenia w czasie, w którym odbywały się opowiadane przez nas wypadki. Nieraz chłopiec z chóru, zetknąwszy się sam na sam z archidjakonem, uciekał przerażony jego przenikliwym i niesamowitym wzrokiem. Nieraz w czasie śpiewu chóralnego sąsiad jego w sta-