Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
235

które kręciło się niespokojnie i wrzeszczało, wylęknione widokiem tylu ludzi.
— Cóż z nas będzie — rzekła Joanna jeżeli teraz takie dzieci, jak to, przychodzą na świat?
— Nie rozumiem się na dzieciach — odpowiedziała Agnieszka, — w każdym razie grzechem jest patrzeć na takie, jak to.
— To nie jest dziecko, Agnieszko.
— To małpa chybiona — zauważyła Gauchère.
— To cud — dodała Henryka La­‑Gaultiére.
— W takim razie jest to — odparła Agnieszka — trzeci cud od niedzieli Laetare; bo zaledwie przed tygodniem mieliśmy cud z tym, który kpił z pielgrzymów, a ktorego Matka Boska z Aubervilliers tak przykładnie ukarała; a to był już drugi cud w miesiącu.
— Ależ to naprawdę obrzydliwy potworek, ten niby podrzutek — wtrąciła Joanna.
— Wrzeszczy, że zagłuszyłby djakona — ciągnęła dalej Gauchère. — A będziesz ty cicho, krzykunie!
— I pomyśleć, że to przewielebny biskup z Reims przysyła tego potworka przewielebnemu biskupowi — dodała La Gaultière i załamała ręce.
— Zdaje mi się — odezwała się Agnieszka La­‑Herme, — że to jest zwierzę, że to nie jest istota