goire, — to mi się nie podoba. Jąkając się, odpowiedział:
— Jestem tym, który dziś rano...
— Na szpony djabelskie! — przerwał mu Clopin, — twoje nazwisko, łajdaku, i nic więcej! Słuchaj. Stoisz przed trzema potężnymi władcami: przedemną, Clopinem Trouillefou, królem z Thums, następcą wielkiego Coësre, najwyższym suwerenem królestwa „argot“; przed Maciejem Hunyadi Spicali, księciem Egiptu i Czech, przed Wilhelmem Rousseau, cesarzem Galilei, tym grubym, który nas wcale nie słucha, tylko bawi się dziewką. Jesteśmy twoimi sędziami. Wtargnąłeś do królestwa „argot“, nie będąc rzezimieszkiem; naruszyłeś przez to przywileje naszego grodu. Musisz za to ponieść karę, o ile nie jesteś buchaczem, mańkutem lub łazikiem, co przełożone na żargon ludzi uczciwych znaczy: złodziej, żebrak lub włóczęga. Czy jesteś nim? Usprawiedliw się; wymień swój tytuł!
— Niestety! — rzekł Gringoire, — nie mam tego zaszczytu. Jestem autorem...
— To wystarcza! — przerwał mu Trouillefou. — Zostaniesz powieszonym. To rzecz bardzo prosta, panowie uczciwi kołtuni! Jak wy obchodzicie się z nami, tak samo my z wami. Prawo, które wy ustanawiacie dla włóczęgów, włóczęgi ustanawiają dla was. Wasza to wina,
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/143
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
139