Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
133

módz sobie przypomnieć, czy też dzień ten nie jest sobotą. Ale wysiłki jego były daremne; nić jego pamięci i bieg jego myśli były przerwane; wątpiąc we wszystko, niepewny tego, co widział i słyszał, stawiał sobie nierozwiązalne pytanie: „Czy, jeśli ja jestem, istnieje również to wszystko? A jeśli to wszystko jest rzeczywistością, czy i ja jestem nią?“
W tej chwili rozległ się w otaczającym go tłumie wyraźny okrzyk: „Zaprowadźmy go do króla! do króla!
— Najświętsza Dziewico! — szeptał Gringoire. — tutejszy król muśi być chyba kozłem!
— Do króla! do króla! — powtarzały liczne głosy.
Ciągnięto go. Każdy chciał położyć na nim swe szpony. Ale trzej żebracy nie puszczali go innym, krzycząc: „Należy do nas!“
I tak już zniszczona kurtka Gringoire’a przy tem szamotaniu została podarta w strzępy.
W czasie pochodu przez ten straszliwy plac oszołomienie Gringoire’a przeszło. Po kilku krokach odzyskał poczucie rzeczywistości. Zaczął się przystosowywać do atmosfery otaczającej go. Naprzód tedy z głowy poety, albo raczej mówiąc prościej i prozaiczniej, z żołądka poety wzbił się w górę dymek, opar możnaby powiedzieć, który rozszedł się i zajął miejsce między nim a przed-