Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nienki. Każę cię powiesić dla ubawienia hultajstwa, a ty mu za to oddasz swą kieskę, by miało czém zapić twe zdrowie. Jeśli potrzebujesz wywrócić jakiego świątobliwego koziołka przed śmiercią, to znajdziesz tam, w téj oto budce, kamienny posążek ku temu snać przeznaczony; skradli go niepotrzebnie chłopcy u Św. Piotra Wypustnego. Masz cztery minuty na wyplunięcie przed nim swéj duszy.
Przemówienie było straszliwe.
— Dobrze rżnie, na moją duszę! Clopin Trouilleou prawi jak z kazalnicy! — zawołał kajzer galilejski, poprawiając fstołu i dzban tłukąc zarazem.
— Jaśnie oświeceni cezarowie i królowie — odezwał się Gringoire z krwią zimną (nie wiem bowiem, jakim sposobem wróciło mu męztwo, i prawił rezolutnie) — przebaczcie, ale to chyba żart co powiadacie. Nazywam się Piotr Gringoire, jestem poetą, którego dyalog przedstawiano dzisiejszego rana w wielkiéj komnacie trybnnalskiéj.
— Aha! to ty mistrzu! — rzekł Clopin. — Byłem tam, do kroćset kardynałów! Więc jakże, towarzyszu? czy sądzisz, że dlatego nie masz być powieszony wieczorem, żeś nas znudził zrana?
— Nie utrzymam się na tym punkcie — pomyślał Gringoire.
Z innéj tedy spróbował beczki.
— Nie widzę — mówił — dlaczegoby poeci nie mieli być wykluczeni z bractwa huncwotów. Jeżeli chodzi o włóczęgę, był nim Ezopus; jeżeli o żebraka, to macie Homerusa; jeżeli złodziéj wam potrzebny, to niech Mereurius za mną świadczy...
Przerwał mu Clopin:
— Uważam bratku, że chcesz nam gęby zamalować tém swojém tałałajstwem. Bez tych zachodów, kochanie; nie taki mądry postronek, jak ci się zdaje.
— Przepraszam jaśnie oświeconego króla Szałaszników — odparł Gringoire, spierając się o każdą piędź gruntu. — Sprawa to godna zastanowienia... Chwileczkę!... Ależ posłuchajcie.. Nie skażecie mnie przecież bez wyrozumienia okoliczności...
Ale nieszczęśliwy głos poety utonął we wrzaskach, które się do koła niego podniosły. Mały urwis tłukł w kociołek z większym niż przedtém zapałem; na dobitkę zaś, stara kobieta tylko-co ustawiła była na dynarze rondel pełen szmalcu, który na ogniu warczéć i klekotać począł z hałasem, podobnym do krzyku gromady dzieci, upędzających za maszkarą.
Clopin Trouillefou zdawał się przecież naradzać chwilkę z księciem Cyganii i kajzerem galilejskim, który był już całkowicie pijanym. Następnie krzyknął ostro:
— Milczcież do pioruna!
Ponieważ jednak ani rondel ze szmalcem, ani kocioł z malcem