Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie ruszaj się! — syknęła Gudula.
Zaledwie wyrazy te wymówiła, gdy tłum ludzi, koni i oręży zatrzymał się przy celi. Matka podniosła się szybko i stanęła w okienku, sobą je zasłaniając. Ujrzała liczny orszak pieszych i konnych, uszykowany na Placu-Tracenia. Dowódzca zsiadł z konia i postąpił ku pustelnicy.
— Stara — ozwał się człowiek ten, a straszna to była postać — szukamy pewnéj czarownicy, która powiesić mamy. Powiedziano, że jest tutaj, u ciebie.
Matka przybrała wyraz najobojętniejszy, i odpowiedziała:
— Nie rozumiem dobrze o co waszmość pytasz.
Tamten krzyknął:
— Więc cóż nam, do szatana, plótł kawałek owego waryata archidyakona? Gdzie on?
— Jasny panie pułkowódzco! — odrzekł jeden ze straży — znikł akurat.
— No, dość tego, babo! — jął dowódzca. — Nie marudź! Dano ci czarownicę do pilnowania, cóżeś z nią zrobiła?
Pustelnica, nie chcąc wszystkiemu przeczyć, z obawy obudzenia podejrzeń, odparła tonem najszczerzéj opryskliwym:
— Jeżeli gadacie o wielkiéj téj dziewce, którą przed chwilą wepchnięto mi w ręce, to wiem. Ukąsiła mię w palec i uciekła. Nie więcéj. Dajcież mi święty spokój.
Dowódzca skrzywił się zawiedziony.
— Tylkoż mię nie oszukuj, stara wiedźmo. Nazywam się Tristan Hermita, kum królewski... Tristan Hermita, czy słyszysz? — Rzucając zaś okiem do koła placu, dodał: — Znają mię echa tych stron!
— Gdybyś waść był Herodem samym, nie to Hermitą — ofuknęła Gudula nabierająca otuchy — nicbym ci powiedziéć nad to nie mogła, i nie więcéj-bym się cię zlękła.
— Do kaduka! Prawdziwa Herod-baba!... Więc czarownica umknęła, powiadasz? I w którąż stronę?
Gudula odpowiedziała swobodnie:
— Zdaje mi się, że pobiegła ulicą Baranią.
Tristan odwrócił głowę i dał znak straży miéć się ku pochodowi. Pustelnica odetchnęła.
— Miłościwy panie — odezwał się naraz jeden z łuczników — racz zapytać staréj téj znachorki, z jakiego-to powodu kraty u jéj okna są wyłamane.
Niepokój śmiertelny znowu na te słowa zapłynął serce nieszczęśliwéj matki. Nie straciła jednak całkiem przytomności.
— Nigdy inaczéj nie było — odrzekła.