i gąbek! Przyjaciele, zwę się Jehan Frollo dn Moulin, karmazyn najczystszéj juchy! Przekonany jestem, że gdyby choć jeden z dwunastu apostołów był istnym szlachcicem, wszyscyby się do rabusiów wpisali. Bracia, świetne czekają nas tryumfy. Jesteśmy dzielni. Otoczyć kościół, wywalić drzwi, porwać dziewczynę, ocalić ją od sędziów, ocalić od klechów; zburzyć klasztor, spalić biskupa z biskupstwem i biskupiętami, wszystko to uczynimy raźniéj, składniéj i prędzéj, nim pan kasztelan dobrodziéj włoży do gęby łyżkę rosołu. Sprawa nasza jest słuszną; złupimy Notre-Dame do ostatniéj szpilki, i sza! sami jak w wodę! Kładę warunek: Quasimodo powieszonym zostanie. Znacież wy Quasimoda, panie i panienki? Widziałyście go w dniu Zielonych świąt, gdy wskoczywszy na wielki dzwon, hasa na nim, że aż piana ciecze? Klnę się wam na tę oto kuszę królewską, że nie piękniejszego na świecie nie ma. Djabeł prawdziwy galopujący na śpiżowym smoku... Moi przyjaciele, posłuchajcie mię, szałasznik jestem w głębi méj duszy, szwargotnikiem matka mię rodziła, trąd hultajstwa w kolebce mię osypał. Byłem magnatem; zjadłem i przepiłem dobra milionowe. Matka chciała ze mnie zrobić wojewodę, ojciec kierował na arcybiskupa, ciotka forytowała na konsyliarza, wujenka na pronotaryusza królewskiego, babka na podkomorzego szatni dworskiéj; jam się zapisał do truanderyi. Z góry powiedziałem to ojcu, który mi przekleństwem rzygnął w oczy; z góry uprzedziłem o tém matulę, staruszkę szczerbatą, która poczęła płakać i skwierczéć, niby ów kawał sadła na tym oto łańcuchu. Hulaj dusza! jestem bonifratrem prawdziwym! Szynkareczko, duszko moja, innego dawaj wina, mam czém płacić. Nie chcę już więcéj sureńskiéj téj lury. Dostanę zapalenia gardła. To jużbym wolał smołą kiszki sobie płukać.
Tłuszcza za każdym wstępem tój mowy klaskała i zanosiła się od śmiechu; widząc, że ochoczość wzmaga się dokoła, żak zawołał:
— O cudowny harmider! Popult debacchantis populosa debacchatio! — I począł śpiewać, z okiem tonącém jakby w lazurach zachwytu, a głosem organisty rozpoczynającego nieszpory: „Quae cantica! quae organa! quae cantilenae! quae melodiae hic sine fine decantantur! sonant mellifiua hymnorum organa, suavissima angelorum melodia, cantica canticorum mira!...“ Urwał.
— Szynkarko djabla! wieczerzać mi dawaj!
Nastała chwilka czegoś podobnego do milczenia, podczas którego podniósł się z kolei ostry głos księcia Cyganii, wykładającego uczniom swoim:
— Łasczka zwie się Aduiną, lis Sino — nóżką lub Biegunem-leśnym, wilk Szaro-nóżką lub Złoto-nóżką, niedźwiedź Starym albo Dziadkiem... Czapka gnoma czyni człeka niewidzialnym i odkrywa rzeczy niewidome... Każda ropucha nowopowołana odzianą być winną
Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/357
Wygląd
Ta strona została przepisana.