Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


KSIĘGA CZWARTA.

I.Duszyczki miłosierne.

Na lat szesnaście przed epoką, w któréj się odbywają wypadki tu opowiedziane, w poranek niedzieli przewodniéj (Quasimodo), stworzenie jakieś żyjące złożoném zostało, po mszy, w kościele katedralnym, na tapczanie przykutym do lewéj ściany babińca, wprost u wielkiego wyobrażenia Świętego Krzysztofa, olbrzymiego owego posągu, na który rznięta z kamienia figura wielmożnego imci Antoniego z Essarts, rycerza, patrzała na klęczkach od r. 1419, dopóki na raz nie pomyślano obalić i świętego i wiernego. Na tym to tapczanie było we zwyczaju kłaść dzieci opuszczonych na łaskę osób miłosiernych. Brał je ztąd kto chciał. U tapczana znajdowała się skarbonka miedziana na jałmużny.
Gatunek istoty ludzkiéj, leżącéj na téj desce przed południem przewodniém roku Pańskiego 1467, zdawał się budzić w wysokim stopniu ciekawość dość znacznéj gromady, zebranéj około tapczana. Gromada składała się przeważnie z osób płci pięknéj. Były to prawie bez wyjątku staruszki.
Z nich cztery w pierwszym szeregu, najbardziéj nad deską pochylone, zwrócić na siebie mogły baczniejszą uwagę; sukmanki na nich szare, w rodzaju sutan, domyślać się w nich kazały siostr z jakiegoś pobożnego bractwa. Nie wiem dlaczegoby historya przekazać nie miała potomności imion czterech tych skromnych i czcigodnych ichmościanek. Były to: Agnieszka Laherme, Joanna Delatarme, Henryeta Lagaultiere, i Grauchera Laviolètte, wszystkie cztery wdówki, wszystkie cztery służebnice kaplicy Stefana-Haudry, wyszłe z domu za pozwoleniem swéj przełożonéj, dla wysłuchania kazania, stosownie do statutów Piotra d’Ailly.
Zresztą, jeżeli cztery owe Stefanistki w istocie trzymały się tym razem przepisów Piotra d’Ailly, to natomiast gwałciły najwidoczniéj i z całéj duszy reguły Michała z Brache i kardynała z Pizy, które im tak nieludzko nakazywały milczenie.
— A to co takiego, moja siostro? — odezwała się Agnieszka do Gauchery, przypatrując się leżącéj małéj istocie, która się kręciła i skomliła, wylękniona tyloma spojrzeniami.
— Co to się z nami stanie — mówiła Johanna — jeśli to w taki sposób na świat dziś dzieci przychodzą.
— Nie znam się na dzieciach — podchwyciła Agnieszka — lecz grzechem jest chyba patrzéć na takie.