Strona:Wiktor Hugo - Katedra Najświętszéj Panny Paryzkiéj.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najbardziéj wzrok ku sobie pociągało, pochłaniając uwagę widza, to opactwo samo. I zaiste monaster ów, mający wspaniałą postawę i jako kościół i jako dominium, ten jego pałace opacki, gdzie spędzić noc jedną za szczęście się uważało nawet dla monarchów francuzkich, ten refektarz, któremu architekt nadał kształt, piękną i przepyszną różaną tarczę katedr, wykwintna kaplica Najświętszéj Panny, monumentalna izba sypialna, rozległe ogrody, kolczata brama rycerska, zębate te bastyony, jakby się wrzynające w otaczającą do koła zieleń, dziedzińce te lśniące od stalowych pancerzy wojowników i złotych ornatów duchowieństwa — wszystko to razem, powiadamy, zgarnięte i skupione u stóp trzech wysokich wież pełnołukowych, mocno osadzonych na gotyckiém węzgłowiu kościoła, uroczyście się rysowało na widnokręgu.
Gdy po długim rozglądzie we Wszechnicy zwróciłeś się w końcu ku prawemu wybrzeżu, ku Nowemu-miastu, charakter widoku od razu się zmienił. Jakoż Nowe-miasto, znacznie większe od Wszechnicy, było téż mniéj jednolitém. Najsamprzód, ku wschodowi, część miasta biorąca dziś jeszcze miano swe od bagnisk, w które Camulogenes wpakował Cezara, zawalona była pałacami. Zabudowania podchodziły aż pod samą rzekę. Cztery dworce prawie przyległe, Jouy, Sens, Barbeau i Zajazd Królowéj, odbijały w Sekwanie swe dachy łupkowe, poprzecinane wiotkiemi wieżyczkami. Cztery te gmachy zapełniały przestrzeń od ulicy Nonaindieres do opactwa Celestynów, którego wieżyczka wdzięcznie podnosiła za sobą ku górze linię szczytów i zębatych murów klasztornych. Kilka lepianek zielonkawych, pochylonych nad wodą przed temi okazałymi dworcami, nie zasłaniały widoku na piękne węgły ich facyat, na ich szerokie okna kwadratowe o krzyżownicach kamiennych, na ich ostrołukowe przedsionki posągami obciążone, na ostre krańce ich ścian, dokładnie zewsząd zarysowanych, zgoła na wszystkie czarowne te przypadłości architektoniczne, które sprawiają, że sztuka gotycka ma pozór, jakby swe kombinacye co chwila na nowo rozpoczynała. Po za temi pałacami rozbiegał się we wszystkich kierunkach niezmierzony i wielokształtny obwód dworca Saint-Pol, raz krępy, opasany i najeżony jak twierdza, to znowu ocieniony wielkiemi drzewami, jako śródleśna siedziba zakonna. Był to ów zamek olbrzymi a cudowny, w którym król Francyi swobodnie mógł pomieścić w razie potrzeby czterdziestu i czterech książąt téj-że saméj co Delfin i pan burgundzki godności, z ich pachołkami i orszakami, nie licząc już wielkich dostojników państwa, ani cesarza, gdy przyjeżdżał odwiedzić Paryż, ani lwów do nich należących, które osobny dla siebie posiadały dworzec w dworcu królewskim. Powiedzmy téż tu, że wszelkie mieszkanie książęce składało się wówczas co najmniéj z jedenastu komnat, od izby posłuchalnéj do kaplicy domowéj, że już nie