Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pognębienie szatana przez anioła; wejrzenie z niebios dopełniało swego cudu, świetlana niewidoma wpływem samej tylko obecności swojej wszelki cień w nim rozpraszała; mgliste osłony rozsuwały się z przed jego umysłu, niby ściągane niewidzialną dłonią, i Gwynplaine — o niebiański zachwycie! — uczuł w sobie niby powrót w lazurowe sfery. Odrazu stał się znowu, tej anielskiej istoty mocą, wielkim i niewinnym dotychczasowym Gwynplainem. Dusza, podobnie jak i wszechstworzenie, doświadcza niekiedy tych zestawień tajemniczych; oboje oni milczeli, ona światłością będąca, on otchłanią, ona niebianka, on ukołysany; i ponad rozbudzonem sercem Gwynplaina Dea zdawała się świtać błogo jakiemś niewysłowionem wrażeniem światła gwiazdy morskiej.

ROZDZIAŁ DRUGI
Od rozkoszy ku grozie.

Cudowne to zjawisko jakaż to była zwykła rzecz! Poprostu szło tu o śniadanie, i Dea przychodziła pytać Gwynplaina, dlaczego się ociąga zasiąść do skromnego stołu.
— To ty! — zawołał Gwynplaine i oto wszystkie jego udręczenia pierzchły bezpowrotnie. I nie widział już widnokręgu innego, jak tylko to niebo, którego mieszkanką była Dea.
Kto nie oglądał niemal natychmiast po burzy uśmiechu rozpogodzonej morskiej toni, ani pojęcia mieć nie może o podobnego rodzaju uspokojeniu. Nic się łatwiej nie nastraja do ciszy, jak otchłanie. Jest to właściwością zdolności ich do pochłaniania. Tak bywa z sercem ludzkiem. Wprawdzie nie zawsze.
Dosyć się było Dei pojawić, a oto cała światłość głębi Gwynplaina z niego tryskała i ku niej szła, poza jego zaś olśnieniem tłumnie już tylko pierzchały widma mroczne. Ubóstwienie jakiż to rozjemca!
W chwilę potem siedzieli oboje naprzeciw siebie, Ursus pomiędzy nimi, Homo u nóg ich. Herbatniczka, pod którą mały płomyk tryskał, stała na stole. Fibi i Vinos krzątały się koło posługi.