Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdarza, ażeby zjadani ubóstwiali zjadających. Tymczasem Człowiek Śmiechu sprawiał ogólny zawrót głowy. To pobudzało ostateczne wzburzenie pomiędzy okolicznymi hecarzami. Powodzenie sceniczne jest to rodzaj pompy ssącej, która, z chciwością połykając tłumy, tem samem czyni próżnię wkoło siebie. W podobnych razach każda buda, znajdująca się opodal, przywiedziona bywa do ostatecznej zguby. Napęcznienie sakwy towarzystwa Green-Boxu wywołało niezwłocznie dziwne schudnięcie okolicznych kieszeni. Nagle widowiska, najtłumniej dotąd nawiedzane, opustoszały co się zowie. Był to niby rodzaj przeważenia się szał, tym razem w sposób przeciwny, to jest z przeciążeniem tu, a z ulżeniem po tam tej stronie. Wszystkie na świecie sceny znają się z temi działaniami odpływu i przypływu. Ten ostatni dzieje się tylko, jak to wiadomo, kosztem pierwszego. Rynkowe mrowisko, wystawiające na pokaz swoje dziwowiska przy hucznym dźwięku trąb, widząc się podkopywanem przez Człowieka Śmiechu, w ostatnią rozpacz wpadło, ale zarazem doznało olśnienia. Nie było clowna, nie było kuglarza, nie było skoczka, któryby nie zazdrościł Gwynplainowi. To dopiero bestja szczęśliwa z tą swoją bydlęcą mordą! Tancerki na linie i komedjantki, mające ładne dzieci, spoglądały na nie z urazą, ukazując Gwynplaina i mówiąc: — Nie możesz ty mieć takiej gęby, jak on? — Niektóre nawet ćwiczyły rózgą swoje bębny, nie mogąc im darować, że były do ludzkich stworzeń podobne. Niejedna, gdyby tylko wiedziała, jak się to robi, z pewnością byłaby urządziła swojego syna „na wzór Gwynplaina“. Najcudowniejsza główka aniołka, której nikt widzieć nieciekawy, niewarta jest najobrzydliwszej paszczy djabelskiej, przynoszącej zyski. Słyszano raz matkę jakiegoś prześlicznego amorka, który też z tego powodu grywał rolę Kupidyna, jak wołała w zapalczywości: — O ty nieudany, czemuś nie taki, jak Gwynplaine! — Poczem, grożąc mu pięścią, dodała: — Żebym tylko wiedziała, kto jest twoim ojcem, miałby się on zpyszna!
Słowem, Gwynplaine był niejako kurą, znoszącą złote jaja. — Co za niezrównane dziwowisko! — Tak wykrzykiwano po wszystkich budach rynku. He-