Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Może w jakie pół godziny w Izbie niemal nikogo już nie brakło, co się łatwo tem tłomaczy, że posiedzenie miało być królewskie. Mniej łatwo żywość rozmów wytłomaczyć sobie było można. Izba, tak jeszcze niedawno tem u cicha, obecnie wrzała przygłuszonym szmerem, na podobieństwo zaniepokojonego ula. Zajęcie to całe spowodowali właśnie najpóźniej przybyli lordowie. Przynosili oni z sobą nowiny. Dziwnym bowiem trafem parowie, obecni otwarciu obrad, ani wiedzieli o tem, co już było w Izbie zaszło, podczas gdy tam ci właśnie o wszystkiem wiedzieć się zdawali.
Niektórzy lordowie przybywali z Windsoru.
Od kilku godzin gruchnęła już była wiadomość o całej sprawie Gwynplaina. Tajemnica podobna jest do siatki; niech się jedno jej oczko zerwie, wszystko się zaraz rozdziera. Od rana już, skutkiem opowiedzianych już wyżej wypadków, cała rzecz o parostwie, odszukanem na deskach hecy, i o pajacu, uznanym za lorda, w Windsorze pomiędzy dworskimi niemały już rozgłos miała. Książęta o tem mówić poczęli, w następstwie zeszło to aż do pałacowej służby; wreszcie od: dworu wieść o zdarzeniu przeniosła się do miasta. Wypadki posiadają swoją ciężkość, więc też znane prawo o kwadratach z szybkości również do nich zastosowanem być może. Spadają one w tłum ciekawych i zagłębiają się tam z przyspieszoną prędkością. O siódmej nikt się jeszcze w Londynie ani domyślał tej sprawy. O ósmej o niej już jedynie mówiono. Jedni tylko lordowie, którzy przybyli na salę przed otwarciem posiedzenia, nie wiedzieli o niczem, a to z powodu, że zamiast być w mieście, kędy wszystkiego dowiedzieć się było można, znajdowali się w Izbie, kędy znowu nie spostrzegli nic wcale. Więc też o bożym świecie nie wiedząc, najniespodzianiej zaczepiani byli przez przybywających, jakby więcej od nich rzeczy świadomi.
— Ą cóż? — mówił Franciszek Brown, wicehrabia Mountacute, do margrabiego Dorchester.
— Jakto cóż?
— Czyż to jest możebne?
— Co takiego?