Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ha, ha! W twojej psiej budzie, kiedy zechcesz. Na kułaki.
— Nie. Tu, natychmiast, i to na szpady!
— Chciej wiedzieć, przyjacielu Gwynplainie, że ze szpadą tylko dobrze urodzona ręka do czynienia miewa. Co do mnie zaś, biję się tylko z sobie równymi. Otóż my dwaj równi jesteśmy na pięści, ale nigdy na szpady. W zajeździe Inn-Tadcasteru Tom-Jim-Jack może wybornie wykułakować Gwynplaina. Ale w Windsorze to trochę co innego. Więc tedy dowiedz się nareszcie, że ten, który raczy obecnie mówić z tobą, jest kontradmirałem.
— A ja znowu jestem parem Anglji.
Człowiek, o którym Gwynplaine myślał, że jest Tom-Jim-Jackiem, za boki się porwał od śmiechu.
— Ha, ha! Czemu lepiej nie królem? Ale Bogiem a prawdą, masz nawet i słuszność. Pajac może się przebierać za kogo zechce. Powiesz mi może jeszcze, żeś jest Tezeuszem, księciem ateńskim?
— Nie, powtórzę tylko, żem jest parem Anglji, i że się z sobą bić będziemy.
— Gwynplainie, strzeż się. Nie pozwalaj sobie żartów z kimś, który cię może kazać wygrzmocić. Wiedz, że nazwisko moje jest lord Dawid Dirry-Moir.
— A moje lord Clancharlie.
Lord Dawid powtórnie o mało nie pękł ze śmiechu.
— No, to przynajmniej trafnie obmyślone. Gwynplaine jest lordem Clancharlie. Wybornie. W istocie, jest to nazwisko, które nosić potrzeba, ażeby móc posiadać Jozyanę. Sluchajno, tym razem to ci przebaczam. A wiesz dlaczego? Oto obadwaj jesteśmy jej kochankami.
Wtem usunęła się zasłona w głębi galerji, i rzekł na to głos jakiś:
— Obaj jesteście jej mężami, miłościwi panowie.
Dwaj zapaśnicy jednocześnie się odwrócili w tę stronę.
— A! Barkilphedro! — zawołał lord Dawid.
Nie kto inny to był w istocie. Człowiek ten obu lordom pokłonił się w milczeniu.