Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KSIĘGA SIÓDMA
TYTANKA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Przebudzenie.

— A Dea?
Zdało się Gwynplainowi, podczas gdy oglądał w Corleone-Lodge ten sam brzask poranny, który przyświecał smutnemu zdarzeniu w Inn-Tadcasterze, że wykrzyk ten z zewnątrz przychodził; tymczasem zaś słyszał go on tylko w sobie.
Komuż kiedy uszu nie uderzyły głębokie wołania duszy?
Zresztą na dobre już dniało.
Jutrzenka jest także głosem.
Nacóżby się przydawało słońce, jeśli nie na budzenie tego ponurego śpiocha, którem u na imię sumienie?
Światło i cnota jednego są pochodzenia.
Czy bóg nazywa się Chrystus czy Amor, zdarzają się chwile, w których zapomniany bywa nawet przez najwierniejsze swoje sługi. Święci sami potrzebowali nieraz pobudki, i brzask dnia każdego szczytnie im ich powołanie przypominał. Sumienie głosu dobywa, obowiązek budząc, podobnie jak pianie koguta zbudzenie się światłości wyprzedza.
Ponad owym zamętem, który w sercu nosimy, codziennie Fiat lux się unosi.
Gwynplaine — tak samo i nadal nazywać go będziemy; Clancharlie to lord, Gwynplaine to człowiek; — Gwynplaine tedy stał się niby nowonarodzonym.
Czas już było zawiązać mu żywotną arterję.
Tamtędy bowiem uczciwość uciekać poczynała.
— A Dea? — rzekł.
I oto nagle po żyłach mu się rozbiegła niby szlachetna krew, świeżo napuszczona. Dziwnie coś zdrowego tłumnie