Każde niegdyś więzienie, podobnie jak klasztor każdy, posiadało swój dzwon, zwany Niemym, przeznaczony do smutnych wydarzeń. Bywał to zwykle dzwon o dźwięku bardzo cichym, który zdawał się robić co mógł, żeby nie być słyszanym.
Ursus doszedł był wreszcie do owego wgłębienia w uliczce, z którego to, jeśli sobie przypomnimy, dość długo poprzedniego ranka przypatrywał się więzieniu.
Odzywały się dalej dźwięki dzwonu ciągle w tych samych posępnych przerwach.
Uderzenia dzwonu sprawiają w przestrzeni wrażenie niby przykrych podziałów czasu. Zaznaczają niejako w czynnościach ludzkich złowrogie podkreślenia. Podobne też bywają do rzężenia śmierci, niby zapowiedź konania. Jeśli tu i owdzie po domach, w pobliżu tego rozkołysanego serca, unoszą się w powietrzu wyczekujące jakie dumania, dźwięki jego płatają je w twarde kawały. Nieokreślone zamyślenie nielada jest ucieczką; jakkolwiek zamąca je tęsknota, to przecież nietrudno się nadziei przedrzeć do jego wnętrza; ale rozpaczliwy dźwięk dzwonu w ostre kształty je ścina. Odejmuje on mu nieokreśloność i wpośród tego mętnego stanu duszy, w którym zaniepokojenie stara się w zawieszeniu pozostać, on sprowadza przyspieszenie. Dźwięk dzwonu mówi do każdego znaczeniem jego strapienia, albo trwogi. Ponure takie uderzenie wprost do ciebie się zwraca. Jest to ostrzeżenie. Nic posępniejszego, jak monolog, pod który się podkłada ta miarowość. Jednostajne powroty dają podejrzewać chęć jakąś. Co też ten młot, będący dzwonem, kuje na tem kowadle, które jest myślą?
Ursus, sam nie wiedząc o tem i bez celu, liczył dalej uderzenia, dolatujące go zdaleka. Czując się na pochyłości, starał się ile można nie zarysowywać żadnych przypuszczeń. Przypuszczenia bywają pokusą, której ulegając, najniepotrzebniej za daleko się nieraz człek zapędza. Bądź co bądź, cóż znaczył dzwon ten?
Ursus wpatrywał się bacznie w ciemności, w miejscu, gdzie wiedział, że się znajdowały drzwi więzienia.
Nagle, właśnie w tem miejscu, które było niby czarnym zatkanym szczelnie otworem, zaświtała jakaś czerwoność.
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/183
Wygląd
Ta strona została przepisana.