Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Walka pomiędzy śmiercią a nocą.

Stał dzieciak przed tym przedmiotem niemy, zdumiały, z w rytym wzrokiem.
Dla człowieka dojrzałego byłoby to szubienicą, dla dziecka było widziadłem.
Gdzie człowiek dojrzały ujrzałby trupa, dzieciak widział stracha.
I zresztą, nie rozumiał nic z tego.
Wabienia przepaści bywają rozmaitych rodzajów, właśnie jedno z takich nęciło u szczytu tego wzgórza. Dzieciak postąpił krokiem, potem postąpił znowu. Wspiął się, jednocześnie mając ochotę zejść, i przybliżył się, mając zarazem ochotę cofnąć się.
Podszedł całkiem blisko, śmiały a jednak drżący, by rozpoznać dokładnie widziadło.
Znalazłszy się u stóp szubienicy, podniósł głowę i począł się przypatrywać.
Widmo było powleczone smołą. Błyszczało na niem tu i owdzie. Twarz jego można było rozpoznać. Była napuszczona smołą, i maska ta, wydająca się wilgotna i lepka, rysowała się wyraźnie w skąpych blaskach nocnych. Widniały jej usta, które były dziurą, nos, który był dziurą, i oczy, które były dziurami. Ciało całe spowite było i jakby zaszyte w grube płótno, napuszczone olejem skalnym. Płótno to zbutwiało i rozpadało się w szmaty. Przez jedną dziurę sterczało kolano, inne znowu pęknięcie dawało widzieć nagie żebra. Niektóre części były jeszcze trupem, inne już tylko szkieletem. Twarz miała barwę ziemi, ślimaki, które się po niej przewijały, pozostawiły tam pozacierane srebrzyste wężyki. Płótno, przylegające do piszczeli, przedstawiało wypukłości, jakby szata posągu. Czaszka pęknięta i rozwalona rozpadała się na podobieństwo zgniłego owocu. Zęby pozostały jeszcze ludzkiemi, zachowały bowiem uśmiech. Niedokończony krzyk zdawał się brzmieć jeszcze w otwartych ustach. Było jeszcze kilka włosów zarostu na policzkach. Głowa pochylona wyglądała jakby zasłuchana.