Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.1-2.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pierwsze objawy niebezpieczeństwa wyszły od statków, znajdujących się na wodzie. Od pewnego czasu zatoka nie była już pusta. Co chwila występowały z poza przylądków zaniepokojone łódki, spiesząc co tchu ku wybrzeżu. Jedne z nich opływały Portland-Bill, drugie znowu Saint-Albans-Head. Od najdalszego widnokręgu błyskały żagle; uciekano, szukając schronienia na wyścigi. Od południa coraz mocniej zgęszczały się ciemności, i chmury nocy pełne zdawały się osuwać na powierzchnię morza. Ciążenie wiszącej ponad odmętami nawałnicy zdawało się ponuro uciszać tonie. Nie była to chwila stosowna do puszczenia się w drogę. Z tem wszystkiem, orka odpłynęła.
Skierowała rudel ku południowi. Była już daleko poza zatoką i zupełnie na otwartem morzu. Nagle powiew zmienił się w podrywane podmuchy; Matutina, którą jeszcze dokładnie rozróżnić było można, w jednej chwili od stóp do głowy najeżyła się żaglami, jakby postanowiwszy korzystać ze zbliżającego się huraganu. Był to tak zwany noroit, niegdyś zwany wiatrem galer; podmuch podstępny i gniewliwy. Wiatr ten zaraz od początku zerwał się z nielada zawziętością. Orka, uderzona przez niego z boku, przechyliła się, ale niemniej bez wahania szybowała dalej na pełne morze. Postępek ten zdradzał raczej ucieczkę, niż zwiastował podróż; raczej obawę ziemi, aniżeli morza, i więcej nierównie obawy o pogoń od ludzi, niż o prześladowanie ze strony wiatrów.
Orka, przeszedłszy wszystkie stopnie pomniejszenia, rozpływała się coraz mętniej na krańcach widnokręgu; zbladł świetlny punkcik, który wraz z sobą słaniała po ciemnościach, i wreszcie zlawszy się zupełnie z ciemniami nocy, niebawem znikła jak sen.
Tym razem było to już na zawsze.
Przynajmniej dzieciak tak tę rzecz zrozumiał. Zaprzestał już poglądać na morze. Wzrok jego przeniósł się ku płaszczyznom, ku karłowatym zaroślom, wzgórzom, ku przestrzeniom, na których może nie było niemożliwe napotkać jaką ludzką istotę. Wreszcie udał się w drogę, w kierunku tej nieznanej krainy.