stopnia nie nienawidził bez powodu kobiety. Co za straszna rzecz! Była jego bezsennością, jego wyłączną myślą, jego nudą, jego wściekłością.
Może trochę się w niej kochał.
Odkryć słabą stronę Jozyany i tam ją ugodzić; taką była ze wszystkich wyżej wymienionych pobudek niezachwiana wola Barkilphedra.
Ale niedość chcieć, trzeba móc.
A jak tu sobie radzić w tym względzie?
Właśnie o to chodziło. Tuzinkowi hultaje zwykli starannie układać scenarjusz łotrostwa, które popełnić zamierzają. Nie czują się dość na siłach, by sposobność w lot pochwycić, ażeby ją owładnąć tak czy owak, ażeby ją przyniewolić do służebnictwa. Stąd przedwstępne kartowanie, które w pogardzie mają niegodziwcy skończeni. Tacy na każde zdarzenie w gotowości trzymają swoją niegodziwość; każda broń im dobra, wszystko u nich przygotowane na wszelki wypadek, skutkiem czego, właśnie jak Barkilphedro, poprostu czatują tylko na sposobność. Wiedzą oni dobrze, że plan, zgóry zarysowany, łatwo może się nie chcieć pomieścić w ramach nastręczającego się wypadku. Nie tym to sposobem staje się człowiek panem możebności i nie w tak i to sposób zrobi, co zechce. Nie potrafisz się przecie zgóry rozmówić z przeznaczeniem. Jutro nie zawsze nam bywa posłuszne. Traf ślepy rządzi się pewną niekarnością.
Więc też niegodziwcy czatują nań w celu zażądania od niego bez ogródek, nakazująco i to niezwłocznie, jego współdziałania. Nie biorą z sobą ani planu, ani szkicu, ani modelu, słowem żadnego gotowego obuwia, mogącego ucisnąć stopę nadchodzącej niespodzianki. Poprostu rzucają się na głowę w czarności. Bezzwłoczne i szybkie obrócenie na swoją korzyść jakiegobądź wypadku, który może przyjść w pomoc, oto zręczność wyróżniająca wykończonego niegodziwca i wynosząca łotra do godności szatana. Przymusić los, oto genjusz.