Strona:Wiersze ulotne (Szembekowa).djvu/011

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O wieku mój nikczemny ponad wszystkie wieki!
Tyś już niewart jest miana tej wezbranej rzeki;
Tyś się w otchłań zamienił, co wszystko pożera,
Tradycye, ideały i najświętsze prawa,
Co nam z serc wraz z nadzieją i wiarę wydziera,
W której z jasną Oświatą walczy Przemoc krwawa!
Przemoc! To hasło twoje! Lecz brak ci odwagi,
By je śmiało wypisać na twoim sztandarze!
Nie czyn podły cię razi, jeno wyraz nagi, —
— Wolność głosząc wszechświatu, jarzma niesiesz w darze!
....................
Tysiąc walecznych stoi nad matki mogiłą,
Ciałem ją zasłaniają przed zbójecką siłą,
Która pomnaża razy, zabiegów nie szczędzi,
By z rąk ich wyrwać ziemię do ostatniej piędzi!
Na męczeński ów zastęp, pada grom po gromie,
Wre bój, bój straszliwy, kto żyw na wyłomie,
Niewiasty w pierwszym rzędzie, mieniem dzieci bronią
Znaku sercom drogiego z Orłem i Pogonią!
Świat patrzy... Słuch wytężam... gdzież okrzyk zdumienia
Nad tej garstki skazańców obroną zaciętą?!
Kto dziś rany ich liczy? Ofiary wymienia?
Kto się słowem ujmuje za ich sprawą świętą?
Nad losem polskich matek, jakie matki płaczą?
Na odgłos dzikiej walki bezprawia z rozpaczą,