Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

werwy i elegancyi, ale uczucia, przejmujące jego serce, nie mogły znaleźć sposobności objawienia się, trywialna rozmowa deptała po nich nielitościwie, i każde słowo obojętne, chłodne, które padało z ust panny Róży, panny Melanii, albo jego własnych, bolało naszego bohatera tak mocno, jak gdyby było grubym trzonkiem od miotły w ręku cucyglerów, zamkniętych w kozie błotni czańskiej. Ale wszystko to było jeszcze niczem wobec cierpień, które czekały pana Artura. Panna Melania, rozbierając zalety i wady okolicy Cewkowickiej ze stanowiska pięknych i romantycznych widoków, zrobiła uwagę, że brak rzeki, stawu albo jeziora sprawia pewną jednostajność w tym krajobrazie. Na to odezwał się pan Artur:
— Ach, masz pani słuszność, woda niezbędną jest w pejsażu. Nigdy nie może jej być za wiele. Matka moja posiada w Inflantach zamek, tuż nad jeziorem Pskowskiem, dokoła prawie oblany jego zielonemi falami. Zamek stoi na skale, wśród ogromnego lasu dębów, lip i kasztanów, z jednej strony ciągną się niezmierzone okiem łany pszenicy, a z drugiej strony wzrok nadaremnie szuka czego innego, oprócz gładkiej powierzchni jeziora, po której mkną łódki rybackie ze swemi białemi jak śnieg żaglami. (NB. Hrabia Cypryan byłby tu dwa razy złapał pana Artura, bo w Inflantach, nad Pskowskiem jeziorem, za zimno jest na lasy kasztanów i na łany pszenicy).
— Ach, to musi być przecudne — zakwiliła w smętnej ekstazie panna Melania — tyle wody, mój Boże, tyle wody! Ach, jakże pragnęłabym mieszkać nad takiem jeziorem!
— A pani? — zapytał książę, z wielkiem biciem serca, zwracając się ku pannie Róży. Zdawało mu się, że los jego zawisł od tej odpowiedzi.
— Ja — rzekła, namyślając się panna Róża — ja nie jestem tak poetyczną, jak Melańcia, i boję się wody... bo nie umiem pływać.
Nacisk, położony na wyrazy: „poetyczna“ i „pływać“, wskazywał dla każdego nieuprzedzonego, że panna Róża nie jest zadowoloną z umysłowego kierunku swej siostry,