Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przypuszczała bowiem zapewne, że efekta jego podróżne przepadły.
Tu po raz drugi przychodzi mi ubolewać nad niestałością i niewdzięcznością mego bohatera. List pani Małgorzaty sprawił mu niemałą przyjemność, dowodził wielkiej z jej strony przyjaźni i serdeczności, a jeżeli słowa wątpliwym tylko i słabym są dowodem uczuć, toć list i pakiet zawierał namacalniejsze, niezbite objawy przywiązania i serdeczności. A jednak, pomyślawszy zaledwie: Poczciwa kobiecina! p. Artur nie przycisnął z rozrzewnieniem jej pisma ani do ust, ani do serca, nie wydobył jej fotografii, ażeby sobie uprzytomnić piękną i rozkoszną jej postać — nie! Włożył poprostu list wraz z alegatami do puilaresu, schował puilares do kieszeni i wychylił się z okna gościnnego pokoju w Cewkowicach na ogród, patrząc z roztargnieniem to w tę, to w ową stronę. Było to rano, trzeciego dnia jego pobytu w domu państwa Kacprowskich. Słońce grzało już bardzo mocno, ale w ogrodzie była jeszcze rosa na trawie i na kwiatach, drzewa powiewały miłym chłodem, pełno było cienia i zaciszy między georginiami, agrestam i i malinami, okalającemi wązkie uliczki ogrodu, pełno było woni w powietrzu, i pszczół, i motylów, i świegotania ptaków. Ale jak list p. Małgorzaty, tak i te wszystkie piękne rzeczy nie rozczulały pana Artura. Nie był w sielankowem usposobieniu — choć nie chcę przez to powiedzieć, ażeby nie był w usposobieniu poetycznem. Owszem, serce jego przepełnione było wrażeniami. Gdyby sobie był przypomniał jaki piękny wiersz Mickiewicza, Słowackiego lub Krasińskiego, byłby go może wylał na papier. Ręczę tylko, że byłby go nie pokazał pannom Kacprowskim, bo znajomość piśmiennictwa polskiego stała w Cewkowicach na wyższym stopniu, niż u pani Szeliszczyńskiej we Lwowie.
W ogólności, coś dziwnego działo się z panem Arturem, coś, z czego sobie nie zdawał sprawy. Zadał on był grubo szyku w Cewkowicach, grubo się wszystkim podobał, ale jak gdyby nie był sam sobą; powodzenie to nie cieszyło go tak bardzo, jakby go mogło było cieszyć pierwej. Czego