Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po swojem przybyciu do Lwowa otrzymał od sztabu nominacyę na majora i rozkaz udania się do jednego z tych oddziałów „szachujących“ Moskwę, w dość odległej części kraju. Odesłano do komisyi „ekspedycyjnej“, ta odesłała go do jakiejś drugiej komisyi, a ta znowu odesłała go do jakiegoś komisarza, którego na żaden sposób nie mógł odszukać, bo go nie było we Lwowie — wyjechał był na wieś, czy do wód. Koroniarzowi wydało się to rzeczą niesłychaną, że władze narodowe tak opieszale biorą się do dzieła, skoro chodzi o wysłanie majora, jadącego z ważną misyą do oddziału. Zaniósł tedy skargę do wszystkich instancyj, a instancye rozpoczęły między sobą bardzo energiczną i gorliwą korespondencyę w celu wyświecenia tej sprawy. Komisarz rządu narodowego zmuszony był interweniować, i otrzymał odpowiedź, że mu nic do tego, bo Galicya ma swoją autonomię, a autonomiczne komisye lepiej są obznajomione ze stosunkami miejscowemi, niż centralistyczne władze warszawskie. Tu znowu ze sztabu wysłano energiczną notę i naganę do komisyi „ekspedycyjnej“, a ta odpowiedziała niemniej energicznem przedstawieniem. Sztab powtórzył kategorycznie swój rozkaz, ale ten, przez pomyłkę czy przypadek, dostał się do rąk c. k. austryackiej dyrekcyi policyi i nie odniósł pożądanego skutku. P. Artur Kukielski chodził tymczasem z kawiarni Müllera do Jezuickiego ogrodu, a z Jezuickiego ogrodu napowrót do kawiarni, i sarkał na „Galileję“, nazywając niedołęztwem i nieporządkiem to, co w gruncie było przecież wierną kopią cywilnej i wojskowej organizacyi, używanej od wieków w całem państwie Austryackiem! Na domiar nieszczęścia, wypłoszyła go rewizya policyjna z hotelu, w którym mieszkał, tak, że nie mógł już znaleźć nietylko owego komisarza, ale nawet noclegu. Dopiero w tej ostateczności zmiłowała się nad nim autonomia galicyjska, w postaci dwóch pań wcale przystojnych, które przechadzając się w wieczór w ogrodzie Jezuickim, spostrzegłszy młodzieńca z miną bardzo rzadką, ukrywającego się w krzakach i domyśliwszy się, że to powstaniec potrzebujący przytułku, zabrały go z sobą.