Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale ponieważ te małe niedogodności społeczne nie dają się bynajmniej czuć Koroniarzom, Litwinom itd., więc ci nie są emigrantami i sam tytuł komedyi, „Emigrant w Galicyi“ jest kolosalną niedorzecznością.
Mój Koroniarz — czas bowiem przystąpić raz do niego — nazywa się Artur Kukielski, jest młody, średniego wzrostu, brunet, ubiera się ile możności najwytworniej i używa ciemnoszafirowego pince-nez, który odejmuje od oczów tylko wtenczas, gdy chce naprawdę zobaczyć jaki przedmiot. Ruchy i maniery jego pełne są przesadnej, afektowanej elegancyi. Nie mówi inaczej, jak tylko pięknie zaokrąglonemi frazesami, i mówi rzadko kiedy o czem innem, jak tylko o sobie samym. Nie jest on zresztą — broń Boże — typem „przeciętnym“ Koroniarza, tak jak my go sobie tu w Galicyi przedstawiamy. Nie jest ani tak żywym i wesołym, ani tak otwartym i serdecznym. Fanfaronuje wprawdzie trochę, lecz po cichu, i popiera wszystkie swoje opowiadania tak szczegółowemi datami co do czasu, miejsca i innych towarzyszących okoliczności, że nietylko słuchacz, ale i on sam musi wierzyć wszystkiemu, co mówi. To daje mu pewną wyższość nad krzykliwymi trochę i burzliwymi braćmi zakordonowymi, których mieliśmy sposobność poznać bliżej w oddziałach powstańczych. Co do mnie, zaraz na pierwszym wstępie powziąłem to głębokie przekonanie, że p. Artur Kukielski jest bardzo wykształconym młodzieńcem, należącym z urodzenia, majątku i sposobu życia do śmietanki towarzystwa warszawskiego — Sam mi to zresztą powiedział, częścią po polsku częścią zaś po francusku, a ta druga część przekonała mię oczywiście jeszcze mocniej, niż pierwsza. Przybył on był do Galicyi jako jeden z rozbitków pewnego oddziału w Sandomierskiem, który po długiej i świetnej kampanii uległ niezmiernej przemocy moskiewskiej. Zaimponował mi od razu, i zaimponowało mi w jego osobie królestwo Kongresowe. Mój Boże, pomyślałem sobie, kiedyż to u nas przyjdzie do tego, by członkowie lwowskiego jockey–clubu tak gorąco służyli sprawie narodowej, i tak ochoczo porzucali wystawne i wykwintne swoje życie dla trudów i niebezpieczeństw