Strona:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kamil leżał na skrawku własnym przemysłem spulchnionej plaży, nie mogąc wyszukać piaszczystego miejsca, rękami rozgrzebał twardy ił nad samym brzegiem rzeki, pokruszył wyschłe na słońcu grudki, i oto teraz wylegiwał się nawznak, twarzą ku słońcu, w czarnych majtkach kąpielowych. Korzystał z bezpłatnego dobrodziejstwa „dzikiej plaży“, posępnego terenu obficie pokrytego przetłuszczonemi papierami gazet, skorupami od jaj i zdeptaną trawką, gdzie leżały kobiety w koszulach spiętych w kroczu agrafkami, gdzie pełzały gołe dzieciaki pomazane mułem nadrzecznym, gdzie spali nieogoleni mężczyźni w spodniach tylko i w koszulach, lub też nie spali ale siedzieli, wodząc bezmyślnym i tępym wzrokiem po zaśmieconym obszarze, czasem kiwali palcami brudnych nóg, zaglądali między te palce. Lodziarz w białej czapce i fartuchu włóczył się między ciałami jak czapla, za nim stadko dzieciarni szło w pewnej odległości jak zahipnotyzowane. A pośrodku tej połaci, na koniu koloru miedzi, siedział stężały w żarze, zapatrzony w poruszający się łeb koński, policjant. Istny pomnik na śmietnisku. Było południe, i smutek upalny powłóczył się nad ludźmi, trapił żarem i w głowach mącił. Dymy od Pragi zrzadka zasnuły niebo, okrzyki z nadbrzeży cienko biegły po wodzie, słońce przeciekało poprzez dymy i prażyło z uporem. Lipiec miejski przypadł zbrukany do wody i chłeptał brunatną falę i szorstkie mielizny wydobywał na powierzchnię i dyszał. Przeładowany statek przeciągnął głębszem korytem i fale po sobie zostawił. Dopieroż wrzask gołej czeredy, co się do tych fal rzuciła, dopieroż strachliwe okrzyki matek, aż