Widząc że żaden słowa przemówić nie śmié, piérwszy przerwałem milczenie:
— Jestem Frank Osbaldyston, — rzekłem, — dowiaduję się, że jakiś łotr poważył się złożyć przeciwko mnie oskarżenie, jakobym należał do bandy rabusiów, którzy go obedrzéć mieli.
— Mój panie, — odpowiedział sędzia nieco oziębłym tonem, — są to rzeczy, o których nie mam zwyczaju rozprawiać po obiedzie. Na wszystko jest właściwa pora; a sędzia pokoju jak i każdy inny, potrzebuje pokarmu i wypoczynku.
Zaokrąglone policzki pana sędziego były niewątpliwym dowodem, że gorliwie czynił zadość tym ludzkim potrzebom.
— Racz mi przebaczyć panie sędzio, — rzekłem znowu, — te niewczesne odwiedziny; ale idzie tu o moją dobrą sławę, a obiad jak widzę, jest już skończony...
— Nie zupełnie mój panie, — przerwał sędzia, — spoczynek i trawienie po obiedzie są równie potrzebne, jak sam obiad; — pokarm byłby trucizną, gdybym po nim nie miał przynajmniéj dwóch godzin wypoczynku przy wesołéj rozmowie i skromnem krążeniu butelki.
— JW. sędzia raczy darować, — rzekł pan Jobson, przyrządziwszy wszystko do pisania podczas krótkiéj naszéj rozmowy; — ale ponieważ idzie tu o zbrodnię stanu, a ten pan jak uważam nie chce czasn tracić, oskarżenie przeto contra pacem Domini Regis...
— Idź do d... z swojém Domini Regis! — przerwał zniecierpliwiony sędzia, — kiedy to mówię, nie myślę wcale obrażać majestatu; ale prawdziwie oszaleć trzeba przy takiéj pracy; czyliż mam choć jedną spokojną chwilę? — tu skarga, tam pozew, tu śledztwo, tam sądy! — Słuchajno
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/83
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 77 —