Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
65

— Dobrze, jadę więc: ale popamięta młynarz, jeżeli mię zawiódł!
— Ruszaj kochany Thornkliffie, ruszaj i napomnij go po swojemu!
Thornkliff spiął konia ostrogą i zniknął. — Przecież pozbyłam się natrętnika, — rzekła Dijana: — każdy z nich obracać się musi w prawo czy w lewo, w tył lub naprzód, na moje rozkazy. Wiész pan zapewne, że mam zamiar uformować pułk nowy: Thornkliff będzie pierwszym sierżantem, Dickon berajterem, a Wilfred, co wiele gada, a nikt go zrozumieć nie może, przyda się wybornie na dobosza.
— Czémże będzie Rashleigh?
— Rashleigh, będzie głównym moim szpiegiem.
— Spodziewam się, że i o mnie szanowny pułkownik nie zapomni.
— Dla was zachowuję urząd pułkowego płatnika; — ale jak widzę psy nie prędko poprawią; — jedźcie za mną panie Frank, pokażę wam przecudny widok.
W rzeczy saméj wjechaliśmy na piękny pagórek, panujący nad całą okolicą, rzuciwszy okiem na około; — jakby się chciała zapewnić, czy nie ma kogo w bliskości, zatrzymała konia między kupką brzóz; — tak, że w tém ukryciu nikt z myśliwych dostrzedz nas nie mógł. — Czy widzisz, — rzekła, — tę górkę ciemną i spadzistą, na któréj coś bieleje z boku?
— Przy końcu tego pasma pagórków? — widzę doskonale.
— Ta biała plama jest to skała Hawkesmore-crag, a Hawkesmore-crag leży już w Szkocyi.
— Doprawdy? — nie spodziewałem się, że Szkocyja leży tak blisko.