Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 45 —

prawiać. — Ponieważ więc obiad już jest tak blizko, zechciejże pan na wzór prawego rycerza potrzymać mi konia, póki jeden z giermków moich nie przyjdzie go wyręczyć.
Rzuciła mi cugle, tak jakby mnie znała od dzieciństwa, zeskoczyła z konia, i wbiegła przez drzwi boczne do domu, zostawiwszy mię, jakby odurzonego swoją pięknością i tém ledwie nie zanadto otwartém postępowaniem, które w owym czasie (kiedy prawidła towarzyskiego życia, biorące swój początek u dworu wielkiego monarchy Ludwika XIV, wymagały od płci pięknéj najściślejszéj skromności), tém dziwniejszém wydawać się musiało.
Siedząc pośród dziedzińca na jednym koniu, a drugiego trzymając w ręku, długo nie wiedziałem co mam począć. Budowa zamku nie tak zajmująca, mojéj uwagi ściągnąć nie mogła; każdy bok tego czworościanu był odmiennéj architektury; a wąskie i kratą obwarowane okna, wyskakujące tu i owdzie wieżyczki i ciężkie kamienne ozdoby, czyniły go podobnym do klasztoru, albo do jednego z najstarszych gmachów akademii Oksfordzkiéj. — Wołałem na służących, ale napróżno; kiedy niekiedy tylko ukazywały się z okien na chwilę męskie i kobiéce głowy, jakby żartując z mego położenia: nareszcie wybawił mię powrót myśliwych; uprosiłem jednego z nich, aby konie odebrał, drugi pokazał mi drogę do pokoju barona Hildebranda, ale tak chętnie, jak wieśniak, co chcąc niechcąc musi służyć za przewodnika nieprzyjacielskiemu patrolowi; — ja z równą usilnością jak patrol musiałem go pilnować, aby mię nieopuścił wśród labiryntu niskich i ciemnych kurytarzy, wiodących do pokoju, w którym miałem ujrzéć mojego stryja.
Weszliśmy nakoniec do obszernéj sali, mającéj wysokie sklepienie i kamienną posadzkę: środek jéj zajmowały ogromne i raz na zawsze ustawione dębowe stoły, przykryte jak do obiadu. — Poważny ten przybytek gościnności, da-