Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 328 —

się nam opierać chcieli, śmiałość swoją krwią własną przypłacą. — Kapralu! naprzód!
— Naprzód, marsz! — powtórzył kapral. — Hurra dzieci! — worek pełny złota za głowę Roba!
Sześciu żołnierzy udało się za nim podwójnym krokiem; lecz gdy doszli do ostatniego załamania ścieżki, usłyszeliśmy wystrzał kilkunastu karabinów z rozmaitych stanowisk wąwozu. — Kapral ugodzony kulą w piersi, usiłował jeszcze naprzód postąpić, — chwytał rękami za skałę, — lecz wkrótce zemdlony, upadł — a tocząc się z jednéj przepaści w drugą, zniknął w bezdennéj głębi jeziora. Z pomiędzy żołnierzy, trzech poległo, inni mniéj lub więcéj ranieni, cofnęli się ku środkowi oddziału.
— Grenadyjery naprzód! — zawołał kapitan Thorton.
Przypomnisz sobie Treshamie, że w owym czasie żołnierze noszący to imię, opatrzeni byli istotnie w broń straszliwą, rozsiewającą śmierć i zniszczenie w szeregach nieprzyjaciela. Na komendę kapitana wystąpiło ich czterech, reszta odebrała rozkaz wspierania towarzyszów.
— Panowie, — rzekł kapitan obracając się do nas, — jesteście wolni, — schrońcie się, gdzie możecie. Grenadyjery baczność! — granaty w rękę — cel — pal!
Żołnierze rzucili zapalone kule w zarośle, między któremi dostrzeżono zasadzkę, a cały oddział zawoławszy hurra, ruszył naprzód śpiesznym krokiem. Dugal, o którym zapomniano śród powszechnego zamieszania, skoczył w krzaki porastające w rozpadlinach, i wdzierał się na skały z zręcznością dzikiego kota. Widząc że cały ogień górali zwrócony był na ścieżkę, rzuciłem się w ślad za Dugalem. Nieustanne wystrzały tysiączném echem powtarzane, świst i pękanie granatów, krzyki żołnierzy, i okropne wycie ich przeciwników górali, wszystko to, wyznam ci