Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 314 —

podejrzenie, i widzę się zmuszonym prosić, abyś mi pan okazał wszelkie papiéry, jakie masz przy sobie.
Uważałem że dwaj górale spoglądali na siebie z niespokojnością, usłyszawszy te słowa.
— Nie mam żadnych papierów, — odpowiedziałem.
Oficer kazał mi szpadę odebrać i przejrzyć kieszenie. Wszelki opór byłby próżny; złożyłem więc broń rad nie rad i zezwoliłem na rewizyją, która się odbyła z wszelką grzecznością, jakiéj tylko żądać można w podobném zdarzeniu. — Nie znaleziono przy mnie nic więcéj, prócz pisma, które przed chwilą otrzymałem.
— Spodziéwałem się wprawdzie znaleźć coś więcéj, rzekł oficer, — bilet ten jednak jest nowym dowodem przeciw pańskiéj niewinności, okazuje bowiem, że utrzymujesz związki ze zbójcą wyjętym z pod prawa, nazwiskiem Robert Mac-Gregor Campbell, który oddawna jest postrachem tych okolic. Czy masz pan co powiedziéć na swoje usprawiedliwienie?
— Szpiegi Roba! — zawołał Inverashalloch, — powiesić ich bez zwłoki na pierwszéj gałęzi!
— Mości panowie! — rzekł burmistrz, — Przyjechaliśmy tu celem odzyskania pieniędzy, które nam się należą; nie znam prawa, któreby zabraniało odbierać od dłużników to, co im pożyczamy. A co do kartki, ta wpadła przypadkiem w nasze ręce.
— Kiedy i jakim sposobem otrzymaliście ten bilet? zapytał mię oficer.
Nie chcąc wydać gospodyni, milczałem.
— Czy ty mi na to nie odpowiész bracie? — rzekł kapitan spoglądając na Andrzeja, który trząsł się cały ze strachu, usłyszawszy pogróżkę górala.
— O! dla czego nie? — Opowiem wszystko. — List ten przyniósł jakiś góral i oddał téj czarownicy karczmarce;