Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 298 —

To mówiąc powstał, a za nim i towarzysze jego. — Zaczęli szeptać między sobą, i wyraźnie gotować się do bitwy.
— Czyliż was nie ostrzegałam panowie? — rzekła do nas karczmarka, — czyliż nie mówiłam że tak będzie? Proszę się wynieść z karczmy natychmiast. — Joanna Mac Alpine nie ścierpi, aby zacni obywatele w jéj domu niepokojeni być mieli! — Że téż za temi angielskiemi włóczęgami, uczciwi ludzie w nocy nawet czarki wódki bez przeszkody wypić nie mogą!
Innéj chwili przypomniałbym sobie może dawne łacińskie przysłowie:
Dat veniam corvis, vexat censura columbas — ale natenczas klassyczne cytacyje wcale mi nie były w głowie, widziałem bowiem, że się zanosi na burzę. — Unikać jéj nie miałem bynajmniéj chęci, bo grubijaństwo tych niegościnnych ludzi, mocno mię obraziło, ale lękałem się o pana Jarvie, który ani moralnie ani fizycznie nie był stworzony na szermierza. Widząc atoli, że przeciwnicy nasi powstają, powstałem i ja także, i zrzuciłem płaszcz z siebie, żeby być do obrony gotowym.
— Jest nas trzech przeciw trzem, — rzekł mniejszy góral, — jeżeliście nie tchórze, sprobójmy się, — a dobywszy krótki swój pałasik, postąpił ku mnie. Szpada moja była znacznie dłuższą; nie miałem przeto żadnéj o siebie obawy; ale i zacny burmistrz okazał także niepospolite męstwo; widząc bowiem, że ogromny góral zbliża się ku niemu z dobytą bronią, a nie mogąc wyjąć z pochew zardzewiałéj szabli, porwał kij, którym ogień poprawiano, uzbrojony na końcu rozpaloném starem żelazem od pługa, i tak żwawo zaczął nim machać na wszystkie strony, że wkrótce zapalił plaid górala, a tym sposobem zmusił go na chwilę do zawieszenia broni.
Co do Andrzeja, który miał walczyć z mieszkańcem