Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

...Po kilku godzinach, kiedy znów przychodzimy pod polską pocztę, spotykamy się jeszcze z groźniejszym położeniem. Polacy odpowiadają na ogień naszych ludzi z karabinów maszynowych i pistoletów. Nasze granaty ręczne odbijają się od żelaznej kraty wysokich okien i wybuchają na podwórzu, nie wyrządzając szkody. Nasze próby wdarcia się zostały odparte. Polała się cenna krew niemiecka.
Trzeba się uciec do innych gwałtowniejszych środków. Od tylnej strony tego budynku, gdzie znajduje się w rękach niemieckich przylegający doń urzędowy gmach, ma być przebity podkop. Godzinami całymi pracują saperzy w wielkiej ciasnocie pod ulicą i wolno posuwa się robota podkopu pod grube piwniczne mury poczty. Wreszcie, kiedy cel został osiągnięty, w sam koniec podkopu założono około 600 centnarów dynamitu i podpalono go. Ponuro grzmi wybuch. Odłamki murów i kurz lecą na ulicę. Jeszcze nie możemy zobaczyć, co stało się w środku, lecz wiemy, że to poskutkowało. Polacy opuszczają teraz wyższe piętro. Ponowny atak. Ponowne salwy Polaków. Niedaleko od leżącej pod stałym ogniem ulicy podjeżdżają czołgi. Reszty dokonały granaty z dział piechoty, które ustawiono u wylotów ulicy i wreszcie wybuch benzyny w piwnicy. Po wielogodzinnym oporze poddali się ci, którzy pozostali przy życiu. Z podniesionymi rękami wychodzą z bocznej bramy. Powinni byli przed tym zaprzestać tego oporu, teraz jest za późno.
W ścianie frontowej została wywalona wielka wyrwa na całe piętro wysoka i szeroka jak kilka bram od stodoły. Do wnętrza pomieszczeń pocztowych można zajrzeć od ulicy. Nad samym brzegiem ziejącego otworu leżą jeszcze rozrzucone biurka urzędników poczty. 105-milimetrowe granaty artylerii dokonały tu nie byle