Na chrzcie nadano mu imię Stanisława, więc rówieśnicy wołali na niego Stasiek; ale matka i ojczym nazywali go «skaraniem boskiem», bo sobie z nim rady dać nie umieli. Najwłaściwiej jednak można go było nazwać konikiem polnym, chociaż bowiem urodził się na warszawskim bruku, a pola widział tyle, ile go spostrzedz można około rogatek, miał z wesołem skoczkiem zbóż dojrzałych pewne podobieństwo. Jak on lubił wygrzewać się na wiosennem słońcu, siedząc naprzód pochylony, z obwisłemi rękoma, ze skurczonemi nogami, które chudością i sprężystością swoją przypominały polnego konika.
Profil jego suchy, o wydatnych konturach, z cofniętem czołem i brodą, zdawał się także należeć do królestwa istot skrzydlatych, a już wyraźnie należały do niego oczy wielkie, okrągłe, osadzone na wierzchu, oczy brylantowe, podobne do ptasich, w których przedmioty odbijały się jak w wypukłem zwierciadle.
Uczeń Galla lub Lawatera byłby miał piękną sposobność studyować na nim charakterystyczny okaz zupełnej nieopatrzności i braku przewidywania, bo już najwięcej przypominał
Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/283
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.