Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stacya i naprzeciw niej murowany, obszerny zajazd, zwany pospolicie austeryą; więc jaki taki podróżny, czy też furman z obładowaną bryką tam spieszył, gdzie mógł dostać i owsa dla koni i przekąskę jaką.
Nie wiadomo nawet, dla czyjej wygody istniała ta pochylona nędzna, w ziemię zapadła karczemka; tam chyba zaszedł dziad jaki, lub taki nędzny podróżny jak Jędras, a przecież istniała od dawna i zostawała w rękach jednego człowieka, który czynsz z niej płacił regularnie; a chociaż z urzędu narzekał na ciężkie czasy, nie musiał być wielkim biedakiem, bo chociaż nie zajmował się żadnym rzemiosłem, przecież ani on, ani żona nie chodzili w łachmanach, i codzień na objad gotowali krupnik lub rosół.
Było to małżeństwo podżyłe w latach; we dwoje tylko mieszkali w samotnej karczmie bez dziewki i parobka. Ludzie dziwili się czasem, że się karczmarz rabunku nie boi, ale bo też mówiono o nim rozmaicie. Wprawdzie nie można zaraz wierzyć ludzkiemu gadaniu; to pewna jednak, że niewiadomo skąd tam była zamożność i co za ludzie schodzili się do tej karczemki? Czasem parę dni nie zajrzał tam duch żywy, a czasem po całych nocach snuli się jacyś nieznajomi.
Jędras o tem wszystkiem nie wiedział nic, a choćby i wiedział, cóż go to obchodziło, on przecież chciał tylko kieliszka wódki, kromki