Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i tęsknoty moje, trzeba mi było mieć odwagę rzeczywistości. Biedna Zosia! i ona niewinnie pokutuje za mnie, gorączkowa miłość moja wywoływała w niej żywsze uczucie. Źle kochana przez rodziców, całem sercem przylgnęła do mnie. Matka bezrozumna i kapryśna, nie mogła mieć jej poszanowania; ojciec, rodzaj chorobliwie rozpieszczonego dziwaka, nie mógł mieć jej miłości. Jak tyle innych dzieci w naszem rozstrojonem społeczeństwie będzie sierotą przy rodzicach, bez domowego ogniska, i pójdzie zwykłym torem istot bezcelnych i nieświadomych. Czemuż nie mogę być jej matką, ogrzać ją w cieple mego serca, wlać w jej umysł myśli i wiarę, rozwikłać wolę, zahartować ducha?
„I znowu wpadam w marzenia, za które łajać mnie powinieneś ty, co tak trzeźwem okiem umiesz zapatrywać się na wszystko, zamiast poprzestawać na wydzielonej mi cząstce; ależ wolno nam jest spoglądać w nieskończoność, wolno nam cierpieć byle to cierpienie nie wiodło nas do upadku. Nie lękaj się o mnie, przed ludźmi i sobą jestem silną, przed tobą jednym otwieram głębie ducha, bo mi to jak spowiedź doroczna potrzebne, a dziś opanowała mnie straszna nieukojona tęsknota, serce moje rwie się do ciebie.
„Wkrótce opiszę ci co dalej czynić zamierzam, gdzie żyć będę, dziś przebacz mi, że ci mówię tylko o nieuśpionym bólu sierocego serca, który znosić umiem, ale na który cierpieć nie przestaję. Ty w zamian przyślij mi bratnie słowo, bo widzisz jak go potrzebuję. Powiedz mi raz, jakie prace, jakie za-