Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest łączka, miejsce sposobne do posiedzenia, a widok na szczyty niczém niezasłoniony, pożądańsza taka kwatera niż inne, bo kto tu przybywa nie dla zajrzenia, lecz dla wytchnienia po całorocznéj pracy, miło mu go użyć przed chatą nie szukając pięknego widoku jedynie na wycieczkach.
Bywają w Zakopaném tak słotne czasy, jak n. p. r. 1870. wiecie, że pogoda zjawiskiem w Tatrach; mgła kryje wszystko naokoło, deszcz leje bezustannie, potoki wezbrane szumią, można powiedzieć huczą, tocząc mętną, spienioną wodę, a z nią kamienie, krzewy, drzewa i t. p. Lada ściek zamienia się w strumień, drogami płyną wody, wszędzie błoto, mokro gdzie stąpić; wtedy wolny czas od czytania i pisania schodził mi na gawędzie z góralami. Trzeba przyznać, że górale posiadają dar opowiadania, przyczém zwykli giestami i ruchami całego ciała dopełniać słowa. Najwięcéj zaczerpnąć wiadomości można od starych górali, zasób u nich spory wiedzy dotyczącéj ich stosunków i miejscowości.
Do każdych gór przywiązane są opowieści o rozbójnikach; Tatrom ich nie brak, co mnie się w tym względzie dotąd udało zebrać, tu podaję.
Pominąwszy dawnego opryszka tatrzańskiego Janosika, który z swą bandą żyje w piosnkach, o ostatnich rozbójnikach w Tatrach opowiadał mi stary gazda, Paweł Janik Gąsienica z Zakopanego. Przed 40 laty czterech zbójników (tak tu zowią opryszków) rozbijało po Tatrach. Dwaj pochodzili z Liptowa, a dwaj drudzy z Zakopanego. Byli oni straszną plagą okolicy, napadali po drogach, po domach, po karczmach i po szała-