Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

néj przepaści, któréj granic oko ludzkie nie dostrzeże, wtém słońce oświeciło szczyt Lodowy i po chwili na tle tego bezdna poczęły się rysowań płatki białe i czarne; pierwsze były to śniegi, a drugie, to stawy w dolinie Zimnéj Wody. Następnie ukazały się turnie Łomnicy, Głupiéj góry i Baranich rogów, a za niemi prostopadła ściana Kiesmarskiego wierchu. Łączą się te szczyty przełęczami z sobą, okrążając dolinę Zimnéj Wody Małéj od północy, gdy od południa zamyka ją wierch Zimnéj Wody Wielkiéj; Lodowy tworząc tej dolinie zaporę od zachodu wchodzi w skład rdzenia tatrzańskiego, to jest głównego grzbietu tych gór od Siwéj skały za Rohaczami nieprzerwalnego po Murań, którego dopiero czepiają się grzbiety uboczne. Szczyty widzialne z Lodowego zbyteczną byłoby rzeczą wyliczać, bo z wyjątkiem Krywania i jego najbliższych sąsiadów, które się kryją po za Gierlachem, widać prawie wszystkie naokoło. Nawet Wołowiec z nad doliny Chochołowskiéj wychyla swe czoło. Beskidy gubią się w tle horyzontu równiny krakowskiéj; ciemne tylko pasy lasów zdradzają grzbiet Karpacki. Rzeki i potoki jak srebrne nitki błyszczą się na zielonym kobiercu powierzchni ziemi.
Dwie godziny minęły nam tu, jak jedna chwila, zostawiając w pamięci niezatarte wrażenia z pobytu na Lodowym, Wala już przed godz. 2 przypominał o powrocie, aby przed nocą zdążyć na Gałejdowkę, gdzie dużo wcześniéj słońce zachodzi niż na górze. Zabraliśmy się więc do schodzenia na dół, co bywa zwykle gorszem, niż wychodzenie na górę dla osób w tém niewprawnych.
Sztuka schodzenia na dół z przepaścistych turni polega na spuszczaniu się grzbietem do skały, przez co ciężar