Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wśród lasu płynęła woda jak potoki, z każdego wzniesienia schodziło się na dół z obawą, aby poślizgnąwszy się nie upaść i nie namaścić się błotem. Przemokliśmy najzupełniéj do suchéj nitki, woda z sukien naszych ściekała jak z rynien, kapelusze przemokłe przepuszczały wodę, że ciekła po głowie, po twarzy, za kołnierz, gdzie jéj dogodniéj było. Wala uczuwał coraz większe ciężenie guni, bo się wodą przesycała. Pojmie nasze położenie ten, komu przypadło kiedy iść półtrzeciéj godziny wśród ciągłéj ulewy i to po górzystéj drodze i lesistéj, a jednak nadzieja rychłego oswobodzenia się od tych dolegliwości ożywiała nas, że wśród żartów mijał czas znośnie. Koło 6 godziny usłyszeliśmy szum potoku, który obraca tartak w Jaszczurówce, poczém zaraz wyszliśmy z lasu. W kilka minut znaleźliśmy się pod dachem tamtejszéj karczmy, gdzie nas wielka spotkała niespodzianka. Żona moja, z siostrą pozostała w Zakopaném, przewidując nasz opłakany stan wśród słoty, najęła podwodę, zabrała bieliznę i odzież świéżą, parasole i derki do okrycia i przybyła przed nami do Jaszczurówki. Cóż to za radość była dla nas naraz powitać rodzinę, znaleźć schronienie i suche ubranie! Przebrawszy się w gościnnéj izbie zupełnie na nowo od stóp do głowy, posileni na duchu i ciele wsiedliśmy na wóz i ruszyli ku domowi przy największém zadowolnieniu i najlepszym humorze. Droga, którąśmy jechali, jest niegodziwa, kamienista, tak że w innym razie nie zniósłbym podobnéj jazdy, przenosząc pochód pieszo; wówczas wydała się nam lepszą, zwłaszcza minąwszy kuźnice. W Zakopanem przejeżdżając koło chat zamieszkałych