Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wrzeć wielkie wrażenie kotlina koło Zmarzłego, bo zaprawdę, wszystko tu tak dzikie, urwiste, gołe, odarte z roślinności i pozbawione życia, że grozą przejęty umysł szuka przedmiotu, coby go mógł rozweselić, natchnąć odwagą, chociaż nic na niego nie godzi. Człowiek tu tak maleńki, że ginie w gruzach granitowych, odcięty od ludzi, potęgę swoją widzi upokorzoną, duch zaś rwie się gdzieś wyżéj, bo zaległe turnie na wszystkie strony świat zasłaniają, nieba nawet nie wiele widać, zdaje się, że stoimy na miejscu okropnego zniszczenia, strasznego spustoszenia, jakby nazajutrz po potopie.
Spojrzawszy od wstępu do téj dolinki, mamy przed sobą w całéj okazałości Zawrat. Jest to roztwór wązki pomiędzy dwoma wyniosłemi turniami zawratowemi, dokąd wiedzie droga spadzista po olbrzymiém usypisku. Od zachodu zamykają kotlinę turnie Zmarzłe, łączące Kościelec z Świnnicą, od wschodu po za turnią zawratową wznoszą się Czarne Ściany, daléj Granaty, między niemi jest dolinka zwana nad Zmarzłem (6,101’). Po za nami spód Granatu północnego zasłania skała, po któréjśmy się tu wdrapali. Poniżéj czerni się wśród zwalisk granitu Staw Zmarzły (5,670’), do którego spływa potoczek z dolinki pod Granatem.
Piękna pogoda, czysty błękit niebios wpływały mile na nas, odpychając wszelką obawę deszczu; ja rysowałem Zawrat a moje towarzystwo pod wrażeniem dzikiéj nad miarę okolicy rozglądało się we wszystkiém, co nas otaczało. Po niejakim czasie usłyszeliśmy głosy ludzkie, byli to wzmiankowani turyści napotkani