Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niepotrzebnemi jukami, bo gdy przy pogodzie przyjdzie iść pod górę, człowiek nieraz z własnéj wyskoczyłby skóry, jak gąsienica przy zamienieniu się w poczwarkę. Szkoda, że tego zrobić nie można, ja przynajmniéj byłbym już mógł wszystkie gabinety anatomiczne zaopatrzyć w okazy całkowitéj skóry ludzkiéj. Przeświadczeni tedy o niepodobieństwie takiego rozbierania się, a zarazem wiedząc, że Bystra jest szczyt wysoki, a nie wziąwszy przewodnika, uważając go za niepotrzebny ciężar, prócz trochy chleba i sera nie wzięliśmy nic ze sobą; a gdy nam i te skromne zapasy zaczęły być niewygodnemi, przenieśliśmy największą ich część z kieszeni do żołądka, nim doszliśmy do szałaszu, rozumiejąc, iż przy mléku, serze i żętycy odbędziemy wygodnie jednodniową wycieczkę, a powróciwszy do domu, zastaniemy obiad i wieczerzę razem. W téjto rachubie naszéj nie było najmniejszego błędu ani matematycznego ani loicznego; że w zastosowaniu okazała się mylną, nie sobie, lecz Babiéj Górze winę przypisaliśmy. Żętycy i sera dawano nam więcéj, niż serce nasze pragnęło, ale chléb się minął, a towarzyszowi memu cygara się wytliły. Wytrwałość naszą podtrzymywały przykładem swoim znowu jedynie psy owczarskie, które przez cały czas pobytu swego na halach karmią tylko resztkami żętycy i opłóczynami naczyń, w których była żętyca lub mleko, juhasów bowiem za przykład stawiać sobie przed oczy nie mogliśmy, gdyż im choć czasem przyniesie kto moskala (placek owsiany) lub miarkę ziemniaków; co do fajki zaś, radzą sobie bardzo oryginalnym sposobem. Wypaliwszy ją, wysypują popiół na dłoń, plwają weń, rozmięszawszy