Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/531

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oboma braćmi rozdmuchywały się coraz gorzej z wzrostem w lata.
Starościc Mikołaj stronił od matki i przyrodniego brata, a trzymał się ciągle u boku obłąkanego ojca Przeciwnie Zygmunt rzadko kiedy widywał ojca, nieodstępował nigdy boku matki.
Sprzeczność wychowania temperamentu zrodziła w obudwu braciach rażącą sprzeczność charakterów, skłonności i wyobrażeń, a kiedy już obadwaj dojrzeli w młodzieńców, zaszła pewna gwałtowna katastrofa, która dotychczasowy niechęć dziecinny zmieniła w zawzięty nienawiść.
Katastrofę tę znamy po części z opowiadania mandatarjusza, w piewszych rozdziałach naszej po wieści.
Ona to stanowiła jedyny cień w dotychczasowem życiu hrabiego, a jej wspomnienie dziwny i w tej chwili wywoływało w nim walkę.
Niemógł zaprzeczyć, że starszy brat miał słuszny do niego żal, a przecież czuł się zupełnie niewinnym w własnem sumieniu.
— Mikołaj nie dał mi się nigdy wytłumaczyć! — szepnął w ciągu rozpamiętywań.
W samej rzeczy nieboszczyk starościc od owej katastrofy, jakby nożem przeciął wszelkie stosunki z bratem.
Na próżno nawet po kilku latach ubiegłych hrabia Zygmunt kilkakrotnie zgłaszał się do niego. Uparty i niezłomny w swych postanowieniach starościc, nie