Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

parkanu, powtóre kiedy przebrana za wieśniaczkę z Kośtiem Buljem jechała wygonem śród pola a po raz trzeci, kiedy niedawno przybijała łódką do brzegu.
Mówiła z non zaledwie słów kilka, a pełny, męzki dźwięk jego głosu przypominał jej się tak wiernie, jak wyraźnie jego postni rysowała się przed oczyma.
Piękna samotnica westchnęła a nawet jakieś słowo niezrozumiałe wymknęło się z jej ust.
Ale w tem drgnęła gwałtownie.
Śród głuchej ciszy rozległ się nagle głośny plusk fali.
Dziewczyna podniosła się szybko i wskoczyła na ławeczkę marmurową, aby dalej dojrzeć okiem.
Ku wysepce biegała chyżo jakaś łódka mała.
Dziewczyna wydała okrzyk radosny, i prędko jak strzała pomknęła ku brzegu.
W łódce wiosłował jakiś niemłody już jak się zdawało mężczyzna, którego twarz zakrywały szerokie kresy białego pilśniowego kapelusza. Miał na sobie siwawą czamarę z wyłożonym kołnierzem i wiszącemi taśmami i takiej samej barwy pantalony, spadające po dawnemu szerokim fałdem na cholewy palonych butów. Na otwartych piersiach wyglądała cienka i śnieżna koszula, spięta pod szyją grubą, dziwnie lśniącą zdała szpinką.
Po kilku nowych, silnych uderzeniach wiosła łódka przybiła do brzegu, a nieznajomy zwinnie i zręcznie jak chłopak wyskoczył na ląd.
Piękna samotnica poskoczyła ku niemu i pochwy-