Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I to on wam, panie wójcie, wszystko to mówił?... zapytał Hryć Tandara cd końca stołu.
— On, on! wszystko co do słowa! — potwierdził Iwan Chudoba z powagą i dobitnością.
— Wszyscy wierzymy mu! — krzyknął przysiężny Pawła Wenczur.
— Wszyscy, cała gromada! — zawołali chórem inni.
— Napijmy się tymczasem! — zachęcał uszczęśliwiony Chudoba.
W tej chwili jakiś silny głos zagrzmiał w sieniach a mimowolna cisza nastała w szynkowni.
— Jest tam kto? — ozwał się głos z sieni.
Stróż karczemny wybiegł z karczmy a sam Organista stawiąc butel na szynkwasie spieszył na powitanie niepospolitego, jak się zaraz domyślił, gościa.
Nagle z trzaskiem rozwarły się drzwi, a do gwarnej szynkowni wszedł Katilina.
Garbaty Organista cofnął się o krok z niskim ukłonem, a od razu przypomniał sobie fizjonomję swego dłużnika.
— Aj aj! wielmożny pan! — kłaniając się razporaz.
Garbaty Organista wiedział już zaraz w pierwszych dniach jak wielkiego znaczenia dostąpił w Oparkach jego niedawny obszarpany gość o wykrzywionych butach.
Wejście Katiliny sprawiło pewne wrażenie na wszystkich przytomnych. Chłopi podnieśli się z uszanowaniem z swych ław, mieszczanie pomilkli nagle śród wrzawy a szlachta mierzyła go badawczyn wzrokiem