Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Po prostu? — powtórzył Juljusz ironicznie.
— Organista chciał z początku oponować, ale ugłaskałem go jakoś.
— Dałeś zastaw?
— Pokazałem pięść potężną.
— A teraz wzruszony wyrzutami sumienia jedziesz zapłacić.
— Zrobię wycieczkę w okolicę, poznam się bliżej z samym Organistą i pozbędę się długu zarazem.
— A oprócz tego?
— Oprócz tego?
Juljusz uśmiechnął się ze znaczeniem.
— Będę się starał zasięgnąć czegoś o pięknej nieznajomej — dokończył.
Katilina zmieszał się cokolwiek.
— Czy sądzisz, że możnaby się tam czegoś dowiedzieć? — zapytał.
— Jak mówią garbaty Organista ma być żywą kroniką całej okolicy.
— Hm! krzyknął Katilina i szpicrutą poklepał po swych butach.
— Spodziewam się że nie złamałbym tym sposobem przyrzeczenia, jakie za siebie i za mnie dałeś Kośtiowi.
— Przyrzekłem tylko szanować tajemnicę zaklętego dworu i przestrzegać ostatniej woli nieboszczyka.
— A więc do widzenia się.
Juljusz porwał się nagle z siedzenia i poskoczył do okna.