Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potem zadzwonił na lokaja i szczęśliwy, zadowolony jakby jakiegoś przykrego pozbawiony ciężaru, skończył swe ubranie.
W ciągu tych rozmyślań, dziesiąta już dochodziła godzina.
— Pójdź się dowiedz czy pani wstała — rzekł do lokaja.
A zostając sam, przeszedł się jeszcze raz po pokoju i mruknął do siebie:
— Ciekawym co na to powie Celestyna.
Eugenia, od dwóch godzin już ubrana, powróciła właśnie z ogromnym bukietem w ręku z przechadzki po ogrodzie.
Piękna twarz młodej dziewczyny jaśnieje jak zawsze dziecięcą swobodą i wesołością, ale cała postać jej wypełniała i spoważniała znacznie.
Wraz z nią weszła do pokoju wysoka, przystojna nieco starsza wiekiem dziewczyna, przyjęta od niedawna do jej szczególnych usług panna służąca.
Eugenia rzuciła bukiet niedbal na mały stolik machoniowy i jakby utrudzona przechadzką, usiadła spiesznie na małą, aksamitem obitą sofkę.
— Zanosi się dziś znowu na gorący dzień jak w środku lata — szepnęła odetchnąwszy.
— Czy pani każę włożyć we wodę bukiet? — zapytała towarzyszka.
— Proszę...
— Myślę — dodała po chwili — że musiał wrócić już posłaniec z poczty. Dziś mają przyjść nowe dzienniki.